cardapio.pt
Oparty na głośnej sprawie skazania na śmierć niewinnego ojca trójki maleńkich dzieci.
cardapio.pt
Oparty na głośnej sprawie skazania na śmierć niewinnego ojca trójki maleńkich dzieci.
Gdy młody, dwudziestoczteroletni mężczyzna traci w pożarze trójkę maleńkich córeczek, wymiar sprawiedliwości stawia mu poważne zarzuty. Kara za morderstwo może być tylko jedna - śmierć. Produkcja ma wydźwięk polityczny i bardzo kontrowersyjny.
Film pt. "Chrzest ogniem" (ang. Trial by Fire) w reżyserii Edwarda Zick'a miał swoją premierę już w 2018 roku. Na platformie Netflix jest jednak nowością - z pewnością niemożliwą do pominięcia. Historia oparta na faktach, która jest kolejnym dowodem na to, że walka z systemem sprawiedliwości jest ciężką batalią, często bezsensowną.
fot. wcbe.org
Akcja filmu rozpoczyna się w 1992 roku, a kończy się 12 lat później. Główny bohater - Cameron Todd Willingham, w którego postać wcielił się Jack O'Connell, został niesłusznie skazany na śmierć. To, że Cameron jest niewinny, widz wie już w pierwszych momentach filmu. Od początku fabuła jest przejmująca, wstrząsająca i trzymająca w napięciu.
Obserwujemy siłę systemu, który tak naprawdę za nic ma ludzkie życie, co jest w swojej istocie hipokryzją. Zamiast doszukiwać się faktycznych przyczyn śmierci młodych obywatelek Teksasu, śledczy i prokurator od razu stawiają sprawę jasno - ojciec chciał pozbyć się dzieci i spalił je żywcem.
Dodatkowo przysłowiowej "oliwy do ognia" dodał fakt, iż Cameron był już wcześniej notowany za pobicie żony, składanie fałszywych zeznań oraz nie żałował sobie alkoholu.
Pewne jest, że Cameron nad życie kochał swoje dzieci. To jednak nie miało najmniejszego znaczenia, gdyż ludzie wysoko postawieni mają ogromną władzę nad zeznającymi świadkami.
Reżyser w swoim dziele stawia na tapet relację strażnik - więzień. Jak to zwykle w więzieniu bywa, nie są to relacje przyjacielskie, ale w tym wypadku - do czasu. Istotną rolę odgrywają też współwięźniowie. Mimo, że sami dopuścili się strasznych czynów, to na "dzieciobójcy" nie pozostawiają suchej nitki. Sytuacja ta jednak również bardzo szybko się zmienia. W obliczu oczekiwania na śmierć, więźniowie przywiązują się do siebie nawzajem i stają się dla siebie powiernikami.
Bohater, jak mantrę powtarza, że jest niewinny i rozpaczliwie krzyczy, że nigdy nie skrzywdziłby własnych córeczek. Skazany jest jednak zupełnie bezradny, a nieprzyznanie się do winy jeszcze bardziej pogarsza jego sytuację. Dlatego prosi o pomoc Elizabeth Gilbert (w tej roli rewelacyjna Laura Dern), by pomogła mu dowieść swojej niewinności. Kobieta podejmuje walkę i zacięcie walczy o sprawiedliwość, która prawdopodobnie nie istnieje.
Próby znalezienia dowodów, poszukiwania ważnych świadków oraz nieuległa natura Elizabeth, z pewnością w ogromnym stopniu przyczyniły się do zmian w systemie. Jednak nie od razu.
Produkcja mocno krytykuje karę śmierci. Jedną z przyczyn tego sprzeciwu jest fakt, że wymiar sprawiedliwości kuleje, przez co nierzadko stracone zostają niewinne osoby.
Historia ta jest bardzo podobna do głośnej sprawy polskiego wymiaru sprawiedliwości, dotyczącej udowodnienia niewinności Tomasza Komendy po okresie osiemnastu lat spędzonych w więzieniu. To niezwykle szokujące, jak wiele wątków z tych dwóch ważnych spraw jest tak do siebie podobnych.
Jest to film dla tych, którzy mają na uwadze to, że wymiar sprawiedliwości nie zawsze jest dokładny i zdarza się, że przez to popełnia poważne błędy. Błędy, wydaje się, najpoważniejsze i najtragiczniejsze, ponieważ odbiera życie ludziom, którzy sami stali się ofiarami i bronić mogą się tylko niemym krzykiem.
Twórcy filmu stworzyli niezwykle wzruszające dzieło, które poruszy serca nawet najtwardszych widzów. Przekonaj się, czy tym razem sprawiedliwość zwyciężyła.
Zapisz się i otrzymuj jako pierwszy informacje o promocjach i nowościach!
Komentarze