„Player One” – skąd ta popularność?

„Player One” – skąd ta popularność?

HBO

Za co pokochałam "Player One"? Za wszystkie te nawiązania do popkultury. Znajdziemy je wszędzie: na pierwszym planie. Drugim. Trzecim, czwartym, a nawet piątym. W każdej scenie!

Okazało się, że film o wirtualnej rzeczywistości skupił na sobie uwagę miliona osób i okazał się wielkim przebojem. Reżyser, Steven Spielberg raz za razem udowadniał nam, że potrafi nakręcić prawdziwy hit. Wszyscy chyba jeszcze pamiętacie (albo kojarzycie) „E.T”, „Pinky and the Brain” czy „Jurassic Park”? Tak, „Player One” wyszedł od tej samej osoby.

Wirtualny, prawdziwy świat

Co ciekawe, to właśnie wirtualny świat jest tutaj sposobem na życie. To nie tylko ucieczka od codziennych problemów i trosk: tam ludzie mogą normalnie zarabiać, a co za tym idzie, utrzymać się z gry. Na szczęście za temat wziął się reżyser dobrze operujący popkulturą. Bo w tym filmie mamy z nią co chwilę do czynienia! Twórca całego tego wirtualnego świata, James Halliday (Mark Rylance), chcąc zachować swoje dziedzictwo żywym, ukrył w grze trzy tajemnicze klucze. Jak się domyślacie, to właśnie pogoń za nimi napędza całą fabułę. Dobrze, że ten film nie jest oglądany dla przeslania, bo to jest naprawdę nudne: „Świat wirtualny nie zastąpi nam prawdziwego życia. Cieszmy się nim, bo czas mija nieubłaganie i niedługo możemy się zorientować, że jego najlepsze momenty spędziliśmy, siedząc otępiale przed telewizorem czy z goglami na twarzy”. Nic nowego, nic odkrywczego, nic wartego uwagi. Dlaczego więc warto zobaczyć „Player One”?

W pogoni za popkulturą

Niemal każda scena ma w sobie ukryty przekaz. Na szczęście tak skrzętnie zrobiony, że każdy znajdzie coś dla siebie. Awatary, którymi posługują się gracze to prawdziwa uczta. Znajdzie się nawet Stalowy Gigant. Pamiętacie go jeszcze? Był moją ulubioną postacią z dzieciństwa! Oczywiście spotkamy tam też nawiązania do innych postaci: Marsjanina Marwina, Tobocoma, Thundercats’a i…. Musicie to sami zobaczyć. Film jest również niezłą zagadką dla fanów muzyki filmowej. Znana muzyka to kolejny smaczek, który sprawił, że film podbił moje serce.


(fot. Player One)

Poza tym film wygląda po prostu pięknie. No, może nie momenty z rzeczywistym światem (ubóstwo, przeludnienie, bród i smród), a właśnie ten wirtualny świat. OASIS, bo tak się nazywa ten świat gier, to przepiękne miejsce, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Oczywiście istnieją tutaj legendy, które najlepiej radzą sobie z postawionymi wyzwaniami. Są też przeciętne, szare osoby, z którymi wszyscy możemy się utożsamić i których ciężko nie polubić. Nie ma tutaj na szczęście tego, czego najbardziej nie lubiłam u Harrego Pottera – niewiele zrobił, uwielbiano go za wszystko. W „Player One” owszem, jest poleganie na przyjaciołach, jednak każdy odpowiada za siebie i każdy robi wszystko, czego wymaga sytuacja.

Nieważne czy jesteście pokoleniem lat 80 i 90, czy też macie naście lat. „Player One” jest propozycją dla każdego. Obejrzany w grupie gwarantuje znalezienie więcej popkulturowych smaczków. Koniecznie zobaczcie wszystkie znalezione w oficjalnym zwiastunie.

 

Architekt Holocaustu - Ostatnia operacja Architekt Holocaustu - Ostatni...

II Wojna Światowa pozostawiła na ziemi znamiona śmierci i ok...

"Śledztwo Spensera", dochodzenie z oczywistym zakończeniem "Śledztwo Spensera", dochodzen...

Mówi się, że nawet w wiadrze węgla można znaleźć diament. Ki...

Komentarze

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisz się i otrzymuj jako pierwszy informacje o promocjach i nowościach!