„Cisza” – nieudany horror od Netflixa

„Cisza” – nieudany horror od Netflixa

Netflix

"Cisza", czyli jak nie kręcić horrorów, by ktoś je w ogóle chciał obejrzeć.

Jestem wielką fanką horrorów. Strach, adrenalina, niewytłumaczalne zjawiska czy potwory to coś, co mnie najbardziej kręci. Po obejrzeniu „Cichego miejsca” miałam wrażenie, że „Cisza” okaże się równie dobrym filmem. Jednak zamiast zastąpić dobry horror, mógł mi zastąpić herbatkę uspokajającą. I to taką lepszą – szybciej i mocniej działającą.

Kubek melisy na ekranie

Tak się właśnie czułam oglądając „Ciszę”. Jakbym dostała w twarz czymś mocno usypiającym. W filmie nie znalazłam nic odkrywczego. Ślepe stwory reagujące wyłącznie na dźwięk? Widziałam to w „Cichym miejscu” i „Zejściu”. Głucha dziewczyna w cichym świecie też nie jest niczym nowym. Naprawdę, jeśli oglądaliście „Ciche miejsce”, to możecie sobie darować propozycję od Netflixa. Tylko się znudzicie.

Trochę o fabule

W czasie badań podziemnej jaskini badacze przez przypadek natrafiają na krwiożercze, zmutowane potwory-nietoperze. Brzmi ciekawie? Właściwie tak: niestety znowu odtwórczo. Wcześniej wspomniana głucha nastolatka wraz z rodziną stara się przeżyć w nowych warunkach. Zastanawia mnie, jak Ally, nic nie słysząc, jest w stanie tak cicho funkcjonować. Co prawda nie jest głucha od urodzenia, to jednak nie powinna być świadoma tego, że udaje jej się aż tak cicho przemieszczać. Do tego wyjątkowo dobrze radzi sobie z czytaniem z ruchu warg – nawet jej rodzice czasami zapominają, że ich córka jest głucha i po prostu do niej mówią. Właściwie, to równie dobrze i my możemy zapomnieć, że jest ona głucha. Skoro można ją obudzić mową i gestami, zamiast potrząśnięciem, to coś jest zdecydowanie nie tak. Ten film ratują jedynie znani aktorzy: coraz popularniejsza Kiernan Shipka i Stanley Tucci.


(fot. PopBuzz)

Super horror czy środek uspokajający

Miałam problem ze zrozumieniem, jak ta produkcja mogła się zakwalifikować do dobrego horroru. „Ciche miejsce” miejscami nawet wbijało mnie w krzesło, a w tym czasie przy „Ciszy” starałam się nie zasnąć. Krwiożercze, ślepe i wyczulone na dźwięki potwory to trochę za mało, by stworzyć wciągający film. Jedyną mocną sceną jest matka z płaczącym noworodkiem w metro, z którego zostaje wyrzucona. Dobro grupy jest ważniejsze od życia jednostki, prawda? Niestety tutaj kończą się mocniejsze emocje. I szkoda, bo można było wyciągnąć z tego naprawdę dużo. Na pewno nie jest to instrukcja przetrwania! Film próbuje nas uświadomić, że po ataku tajemniczych stworzeń możemy wyjść z kryjówki (bez broni!) i sprawdzić, co właściwie chciało nas zabić. W końcu co może się stać? W tym filmie niestety nic. Dobrze też jest mieć przy sobie psa w czasie ucieczki. Nauczenie się, że szczekanie to też hałas to trochę za dużo dla bohaterów – dochodzą do tego po 30 minutach filmu. Właściwie, wszystkie absurdy, które opisałam wydarzyły się w ciągu pół godziny.

„Cisza” nie należy do dobrych produkcji Netflixa. A szkoda, bo historia, pomimo swojej odtwórczości, miała duży potencjał. Dobrze, że zawsze można wybrać coś innego i nie żałować wydanych pieniędzy. W kinie pewnie bym płakała – z żalu, że poszłam na ten film.

„Player One” – skąd ta popularność? „Player One” – skąd ta popular...

Za co pokochałam "Player One"? Za wszystkie te nawiązania do...

Z życia gangstera, czyli "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa". Z życia gangstera, czyli "Jak...

Kolejny polski film, hit czy kit?

Komentarze

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisz się i otrzymuj jako pierwszy informacje o promocjach i nowościach!