"Cały on" pretendentem do najgorszego filmu Netflixa?

"Cały on" pretendentem do najgorszego filmu Netflixa?

Netflix

Filmy przedstawiające problemy nastolatków i ich perypetie miłosne w liceum od dawna cieszą się popularnością, do tego stopnia, że Netflix serwuje coraz to nowsze wydania tego typu produkcji. Czy „Cały on” zasługuje na uwagę?

"Cały on" to komedia, którą od jakiegoś czasu można zobaczyć na serwisie Netflix. Jest to nowe wydanie klasycznej już produkcji "Cała ona", która od lat znajduje się obowiązkowej pozycji listy filmów dla nastolatek. 

Stary (dobry?) schemat

Scenariusz, w którym popularny chłopak poznaje i stopniowo zakochuję się w mało znanej i często niezrozumianej dziewczynie, czy na odwrót, na tyle przypadł do gustu twórcom filmowym, że kręcą oni coraz to nowsze wersje tego samego, oklepanego scenariusza.

Oczywiście elementy stałe takie jak metamorfoza „brzydkiego kaczątka”, oraz bal absolwentów, na którym każdy uczeń ma szansę zabłysnąć oraz dramatyczna chwila, kiedy okazuje się, że wielkie uczucie jest wyłącznie wynikiem zakładu, dalej są nieodłącznym każdej takiej produkcji.

fot. Movies Room

fot. Movies Room

Idealny świat

Nie inaczej jest z filmem „Cały on”, który pokazuje nowe pokolenie, pozostawione w świecie pierwowzoru. Główną postacią w filmie jest Padgett, córka bohaterki oryginalnej wersji.Tym razem jednak w przeciwieństwie do swojej matki, to ona jest tą popularną dziewczyną, której jedyną aspiracją jest tytuł królowej balu i liczenie followersów na Instagramie.

Pozornie ma ona wszystko, urodę, szkolnego gwiazdora jako chłopaka oraz miano prawdziwej influencerki. I jak można się domyślić, wszystko w pewnym momencie odwraca się o 180 stopni. Wtedy właśnie do akcji wkracza Cameron szkolny luzer, z którego dziewczyna musi zrobić króla balu.

Nic nowego

Na tym właściwie można skończyć streszczanie fabuły, ponieważ dalszy ciąg fabuły można dokładnie przewidzieć. To co jednak należy pochwalić, to zaangażowanie twórców scenariusza by jak najbardziej zażenować widzów.

Dawka pustych i przede wszystkim nieśmiesznych żartów poraża. Najbardziej podczas oglądania seansu odrzucała mnie rzeczywistość, w której funkcjonowali bohaterzy. Ciągła obecność mediów społecznościowych, relacjonowanie wszystkiego w sieci oraz ocenianie ludzi tylko pod kątem ich działalności w internecie czy jego braku.

Droga przez mękę

Już po 5 minutach oglądania tego „dzieła” można dojść do wniosku, że z postaciami na ekranie nie da się utożsamić. Są oni tak przerysowani, że ciężko było się właściwie zmusić do obejrzenia reszty filmu.

Producentom ewidentnie brakowało pomysłu na wymyślenie konkretnego scenariusza, więc dodali do niego jak najwięcej dziwnych i nielogicznych wątków, które wprawiają w osłupienie w jak najmniej pozytywnym sensie.

Film ten można opisać dwoma słowami. Zmarnowany potencjał. Niestety cała ta sztucznie wykreowana rzeczywistość, bezpłciowe, nudne postaci pozbawiły klasyk filmowy godnego następcy. A szkoda, ponieważ mogło z tego wyjść naprawdę coś dobrego, zamiast tego wyszła parodia filmu dla nastolatków, na której zamiast śmiechu, pojawia się myśl, do czego ten świat zmierza?

RATCHED - WARTO? RATCHED - WARTO?

Jedni się nie boją, inni już tak. Opieka medyczna często wyd...

"Miasto niedźwiedzia" recenzja "Miasto niedźwiedzia" recenzja

Szwedzki dramat - HBO. Obowiązkowa pozycja dla miłośników sk...

Komentarze

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisz się i otrzymuj jako pierwszy informacje o promocjach i nowościach!