"Śledztwo Spensera", dochodzenie z oczywistym zakończeniem

"Śledztwo Spensera", dochodzenie z oczywistym zakończeniem

Mechaniczna Kulturacja

Mówi się, że nawet w wiadrze węgla można znaleźć diament. Kiedy dochodzi do przysłowiowego „zamiatania pod dywan” śledztwa w sprawie zabójstwa młodej kobiety tylko jedna osoba postanawia doprowadzić je do końca. Jest nim kończący odsiadkę były policjant Spenser.

Lubię filmy akcji, z prostą fabułą, ale lekkim twistem na końcu, przyprawione szybkim rozwojem wydarzeń. Podobnie jest z komediami, które choć opierające się na starych schematach potrafią powtórzyć stary żart, tak aby dalej śmieszył. Wydawać by się mogło, iż film biorący trochę materiału z jednego i drugiego idealnie wpasuje się w moje gusta. No i cóż, nie do końca tak było…

Witamy z powrotem

Na samym początku poznajemy tytułowego Spensera (Mark Wahlberg), byłego policjanta skazanego na kilka lat w więzieniu za pobicie wyższego rangą funkcjonariusza w jego własnym domu. Po chłodnym pożegnaniu ze strony współwięźniów (i równie chłodnym przyjęciu ze strony dawnych kolegów po fachu) wychodzi na wolność, gdzie postanawia ułożyć sobie życie na nowo. Nie jest mu to jednak dane, albowiem tego samego dnia ginie kapitan policji, za napaść na którego podziwiał świat zza krat oraz inny mundurowy podejrzany o współudział w zabójstwie.  Zdeterminowany aby dociec prawdy, decyduje się rozwiązać sprawę z pomocą nowego współlokatora Hawka (Winston Duke) i starego przyjaciela Henry’ego (Alan Arkin).

Fot, Popkultura Elitarna

I żegnamy

Film od strony technicznej nie jest zły. Udźwiękowienie dopasowuje się do toczącej się akcji dzięki czemu pozostaje dynamiczna. Praca kamery jest płynna, bez niepotrzebnych zbliżeń na twarze i gwałtownych skoków między scenami. Scenariusz natomiast jest zwyczajnym średniakiem. Nie oznacza to że jest zły, Mark Wahlberg dobrze wczuł się w postać dawnego gliny z silnym poczuciem sprawiedliwości i to widać w jego kreacji tytułowego Spensera. Problemem pozostaje przewidywalność scenariusza, który od niemal samego początku filmu wskazuje czego spodziewać się w zakończeniu. Osobiście, uważam że nie zaszkodziłoby scenarzystom zaserwowanie nam lekkiej niespodzianki, na koniec, która wywróciłaby cały sens wszystkiego co miało miejsce do góry nogami. Żarty pojawiające się miejscami to znane w większości gagi, podane w dość oczywisty sposób - najczęściej poprzez wyolbrzymienie zachowań niektórych osób. Pochwalić za to należy grę aktorską będącą na przyzwoitym poziomie. Hawk grany przez Winstona Duke to z początku milczący „misiek” potrafiący jednak pokazać kły, kiedy jest potrzeba, a Henry to staruszek dbający o „chłopców” będących pod jego opieką jak o własnych synów.

Ostatecznie, „Spisek Spensera” polecam osobom chcącym obejrzeć niewymagający film akcji. Idealny na seans „na raz”.

Kiedy zmysł wzroku zabija - "Nie otwieraj oczu" Kiedy zmysł wzroku zabija - "N...

Kiedy właśnie miało zmienić się całe życie, pojawia się śmie...

Architekt Holocaustu - Ostatnia operacja Architekt Holocaustu - Ostatni...

II Wojna Światowa pozostawiła na ziemi znamiona śmierci i ok...

Komentarze

Zapisz się do naszego newslettera

Zapisz się i otrzymuj jako pierwszy informacje o promocjach i nowościach!