Kiedy Steven Spielberg nakręcił w 1975r. Szczęki nie spodziewał się, że jego film na podstawie powieści Petera Benchley’a osiągnie status kultowego. Nie wiedział też niestety, iż spowoduje on falę represji w stosunku do populacji rekinów, które z dnia na dzień stały się jednymi z najbardziej budzących grozę drapieżników świata. Pobudził za to wyobraźnię niejednego pisarza, czy scenarzysty co zaowocowało w późniejszych latach masą produkcji o tej tematyce (w tym okryte złą sławą Sharkando) i do takiej należy zaliczyć omawiany dzisiaj The Meg.
Kartę wędkarską i dokumenciki poproszę
Jonas Tylor (Jason Statham) to zawodowy nurek zajmujący się ratowaniem ludzi spod wody (tzw. rescue diver). Pewnego dnia zostaje wezwany aby pomóc w ewakuacji żołnierzy z atomowej łodzi podwodnej, która okazuje się być atakowana przez ogromne stworzenie. Akcja kończy się paniczną ucieczką głównego bohatera i śmiercią dwójki jego przyjaciół. Kilka lat później, ekipa badawcza pod przewodnictwem dr. Minwaya Zhang’a (Winston Chao) postanawia zbadać dno Rowu Mariańskiego szukając tam możliwego przejścia prowadzącego jeszcze niżej. Chociaż przedsięwzięcie się udaje, to żaden z jego uczestników nie spodziewa się, iż wchodząc na nieznane sobie terytorium wypuszczają na świat jednego z najstarszych podwodnych drapieżców…
Fot. Kino - dlaStudenta
Jaka bestia, szkoda że bez zębów
Fabularnie, szczerze mówiąc, szału nie było, ale tragedii też nie. Nie można się oprzeć wrażeniu, że każdy motyw, jaki się pojawił był już wykorzystany i to dużo lepiej. Protagonista wpędzony w alkoholizm przez traumę, żądny satysfakcji? Jest. Miliarder bardziej przejęty utratą pieniędzy, niż śmiercią swoich pracowników? Też jest. Heroiczne poświęcenie w imię wyższych wartości? Uwaga, uwaga, też jest. Naciągany scenariusz ratuje, na szczęście, świetna gra aktorska. Bo w kwestii obsady, to ten tytuł ma się czym chwalić. W głównych rolach obsadzono Jasona Stathama (jednego z najlepszych hollywoodzkich twardzieli i nie, nikt nie zmieni mojego zdania) jako Tylor’a, Li Bingbing (bardziej znanej w kinie azjatyckim, choć pojawiła się chociażby jako Ada Wong w Resident Evil: Retrybucja) w roli dr. Suyin oraz Rainna Wilsona (znanego bardziej z podkładania głosu animowanemu Lexowi Luthorowi) wchodzącego w skórę podstępnego miliardera Jacka Morris’a. Mimo wyraźnych prób całej obsady, osiągnięto jedynie „taki sobie” efekt. W zasadzie tylko to odciągnęło mnie od wyłączenia telewizora w połowie seansu.
Chciałbym móc polecić The Meg miłośnikom tego typu kina. Niestety, słaby scenariusz przy całym wsparciu dobrej obsady jest co najwyżej w stanie wyciągnąć tę produkcję na poziom mocnego przeciętniaka. Innymi słowy, miał być szczupak w cieście a wyszedł „śledzik na raz”.
Komentarze